⚽Bitwa o Anglię

⚽Bitwa o Anglię

To nie jest normalny sezon. Rzadko w Anglii zdarza się, że aż dwa kluby punktują z taką regularnością jak w obecnych rozgrywkach Liverpool i Manchester City. Ekipa Pepa Guardioli jest zmorą dla The Reds, którzy przegrali w tym sezonie tylko raz (!), a mimo to w każdej kolejce muszą oglądać się na The Citizens.

Wszystkie mecze, jakie pozostały The Reds do rozegrania w tym sezonie w lidze będą dla nich niczym wyzwanie i niedzielny mecz z Evertonem to był pierwszy taki test. Nie zdany. Manchester City wyprzedził Liverpool i w tej chwili obecny Mistrz Anglii wraca na pozycję lidera. Ale tylko z przewagą jednego punktu.

Już na początku sezonu, nawet nie wprawne oko mogło zauważyć, że Liverpool szykuje się do wojny. Transfery Alisona, Fabinho, Keity i Shaqiriego były znacznymi wzmocnieniami dla ekipy Jurgena Kloppa. Jednego można było być pewnym: kibice po latach porażek w Premier League łakną tytułu co najmniej jak kania dżdżu.

Uzbrojenie się drużyny The Reds faktycznie zdało test: największa bolączka drużyny w poprzednim sezonie, czyli obrona stała się ich wielkim atutem, spokojnie może rościć sobie prawa do najlepszej obrony w lidze. Pewność w bramce jaką wniósł Alison oraz prawie bezbłędna gra Virgila van Dijka zamurowała drogę do bramki rywalom. Odbiegając na margines, znalazłem bardzo ciekawą statystykę: VVD ostatni pojedynek, który przegrał w grze sam na sam z napastnikiem odbył się 366 dni temu.

Paradoksalnie problemem stał się atak zespołu, którego w poprzednim sezonie bała się cała Europa. Król strzelców poprzedniego sezonu, Egipcjanin Mohamed Salah zdecydowanie złapał zniżkę formy. Mimo tego, że w tej chwili w klasyfikacji strzelców znajduje się na drugim miejscu, statystyki pokazują, że w tym sezonie zawodzi z rywalami z TOP 6. Z kolei pozostała dwójka magicznego trio, czyli Firmino i Mane wciąż mają wzloty i spadki formy, ciężko u nich o wielką regularność.

Gorsza forma strzelecka przełożyła się na malejącą przewagę The Reds nad Manchesterem City. W ciągu niespełna dwóch miesięcy z siedmiu punktów różnicy zrobił się tylko jeden i werdykt ekspertów jest jasny: piłkarzy z Anfield dopadają nerwy związane z walką o mistrzostwo Anglii.

Przed takimi atakami dzielnie broni się Klopp:

Czy inni zawsze grają równo? Oczywiście, że nie. Ale tylko w naszym przypadku oczekiwania rosną tak bardzo za każdym razem, gdy mamy dobrą formę i tylko na nas patrzy się z taką obsesją, gdy nam nie idzie.

Klopp studził oczekiwania i jak mantrę powtarzał nudne formułki o przygotowaniu do każdego kolejnego meczu: 

Oglądanie się na innych nic nam nie da. Musimy skupić się tylko na sobie. W Premier League każda drużyna gubi punkty i nam zależy na tym, żeby tracić ich jak najmniej

W istocie Liverpool pokazał w ostatnich kilku kolejkach nieco słabości fizycznej, nie było tego charakterystycznego polotu, tej lekkości, a zwycięstwa przyszły dzięki niesamowitej pewności siebie, jaka została zbudowana przez kilkanaście miesięcy, także dzięki temu, że w drużynie są znakomite indywidualności. Środki nie mają znaczenia, liczy się osiągnięcie celu.

Z drugiej strony znajduje się Manchester City, aktualny lider. Pep Guardiola ma więcej jakości w kadrze seniorskiej drużyny niż rywal, to trzeba przyznać. Nie chodzi mi o zmęczenie czy „drugi równorzędny zespół”, lecz raczej o warianty, wszechstronność, szczególnie w ofensywie. ikt nie ma dzisiaj takiego składu jak City. Ani w Premier League, ani prawdopodobnie w żadnej innej lidze. Możliwość reagowania przy takich piłkarzach jest niewiarygodna.

W tym roku to oni bardziej imponują możliwościami ofensywnymi. Niesamowita jest postawa Sergio Augero, który powoli wyrasta na jedną z legend ligi angielskiej, ale cała drużyna gra bardzo równo. Zdarzają im się potknięcia, jak chociażby spektakularna z Crystal Palace na własnym stadionie, to jednak zdecydowanie częściej widać u nich polot i przyjemność jaką im sprawia gra w piłkę. Nie po raz pierwszy w sporcie widzimy sytuację, w której to goniący ma większy komfort psychiczny.

Do końca sezonu zostało 9 kolejek. W angielskich mediach można odnieść wrażenie, jakby zremisowanym meczem z Evertonem Liverpool przegrał tytuł. Że już wszystko jest rozstrzygnięte. Uważam, że na Wyspach zdecydowanie przesadzają.

Pytanie jakie sam sobie stawiam, to czy nie za wcześnie City wyszło na prowadzenie. Mimo tego teoretycznego komfortu psychicznego, City gra wciąż na wszystkich możliwych frontach i nie od dziś jest wiadome, że na Guardioli ciąży wielka presja związana z konfrontacją z Liverpoolem, jak i na całej drużynie z niebieskiej części Manchesteru.

Z pewnością natomiast jest to prawdziwa piłkarska Bitwa o Anglię, której od dawna nie mieliśmy szczęścia obserwować w Premier League. Oba zespoły mają bardzo wiele argumentów, które za nimi stoją i które nieoczekiwanie mogą wypalić jak z armaty. Co na wojnie przecież może się zdarzyć. Gdy siły są równorzędne, o wygranej lub przegranej decydują niuanse. A gdy dochodzi do takich konfrontacji, jest przecież najwięcej emocji, czyli dla nas, kibiców, to przecież czysta i największa możliwa przyjemność.

Follow @maciej_pikor

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości